Zakup telewizora. Jesteśmy skazani na SmartTV. Co wybrać?

Technologie / Nauka

Fot. Shutterstock

Wielu uważa, że SmartTV, bystre telewizory, są w rzeczywistości głupotą. I coś w tym jest. Choć w założeniu pomysł jest dobry, zintegrowanie komputera i telewizora w jednej obudowie pozwala obniżyć koszty i uprościć obsługę urządzenia, znacząco przy tym rozszerzając możliwości odbiornika, to jednak w praktyce dotychczasowe implementacje tej „inteligencji” nie zachwycały, przynosząc za to całą gamę specyficznych problemów. Czy coś się jednak w ciągu ostatniego roku w tej dziedzinie zmieniło? Odrzucając marketingową papkę, przyjrzeliśmy się bliżej najnowszym rozwiązaniom smart najpopularniejszych na rynku producentów telewizorów. Dziś bowiem, jeśli zdecydujemy się kupić nowy telewizor, to „smart” i tak dostaniemy bez względu na to, czy go chcemy, czy też nie.

Zdolny do uruchamiania dodatkowego oprogramowania, podłączony do Internetu telewizor wydaje się fajną rzeczą. Głosowe sterowanie, przeglądarka na dużym ekranie, Netflix czy YouTube na wyciągnięcie ręki, a czasem może też można pograć w Angry Birds, a nawet bardziej wymagające gierki. To wszystko bez dodatkowych pudełek i kabli.

Z drugiej jednak strony dostajemy już nie prosty telewizor, który włączymy jednym przyciskiem i który uruchomi się w mgnieniu oka, lecz urządzenie cierpiące na wiele bolączek urządzeń mobilnych, z których oprogramowanie systemowe na telewizory często było przenoszone. Wciąż niedoskonałe sterowanie pilotami (bo przecież nie dotykiem), problemy z rozpoznawaniem mowy, ślamazarność działania interfejsu, zależność całej platformy od dobrej woli producenta – i co chyba najgorsze, niepewność zachowania prywatności. W przeciwieństwie do normalnego telewizora, jego bystry potomek jest spełnieniem koszmaru z „Roku 1984” Orwella: gdy patrzysz na niego, on patrzy na ciebie, gdy słuchasz go, on słucha ciebie. Interaktywność ta jest na dostępnych w salonach modelach smartTV domyślnie włączona – i nic, tylko czekać na pierwszy botnet działający na telewizorach, które widzą i słyszą wszystko, co robimy w domach.

Do tego dochodzi jeszcze jeden problem, związany z czasem życia urządzenia. Na ile lat kupujemy telewizor? Jeśli dziś ktoś wyłoży niemałe przecież pieniądze na wielki, luksusowy telewizor z wyświetlaczem OLED, to pewnie będzie zamierzał eksploatować go z 5-7 lat – na tyle przynajmniej cykl wymiany dużych TV szacują analitycy tej branży. Nawet jednak w topowych modelach smartTV zastosowane procesory i pamięć nie oszałamiają, są słabsze niż to, co znajdziemy dziś w smartfonach ze środkowej półki. Smartfony wymienia się jednak zwykle co dwa lata, więc trzy razy dłuższy cykl życia telewizora oznacza, że u jego końca będziemy zmuszeni patrzeć na beznadziejnie przestarzałe rozwiązania względem tego, co można zobaczyć w nowych modelach. Co nieco da się poprawić aktualizacjami firmware… ale nie ma się co łudzić, oprogramowanie na platformy SmartTV raczej nie jest pisane w assemblerze, często zaś bywa pisane w JavaScripcie. Wydajnością nas nie zachwyci.

Warto wspomnieć też o jeszcze jednej kwestii. O ile w świecie smartfonów i tabletów rynek został podzielony między Androida i iOS, a w wypadku Androida oczekiwać możemy niemal pełnej kompatybilności oprogramowania wydawanego przez platformę Google Play, to ze SmartTV sytuacja jest zgoła odmienna. Mamy tu Androida, owszem, wybrało go sobie kilku producentów (m.in. Philips, Sony i Sharp), ale już Panasonic korzysta z Firefox OS-a, LG postawił na webOS-a, Samsung ma swoją platformę SmartTV, pod którą to nazwą kryją się niekompatybilne ze sobą systemu, by zaś sprawę jeszcze bardziej skomplikować, wiele modeli wspomnianych wcześniej producentów korzysta z jeszcze innych rozwiązań, takich jak SDK Smart TV Alliance, Yahoo! Connected TV, Viera TV, Net TV, czy Opera TV.

W tej sytuacji, skoro kupując nowy telewizor zostaliśmy już w praktyce skazani na jakieś SmartTV, należałoby wybrać rozwiązanie najmniej kłopotliwe, ze świadomością, że pewnie i tak do telewizora w końcu podłączymy prawdziwy multimedialny komputerek HTPC, na którym uruchomimy na przykład Kodi – otwartą platformę o wiele bardziej zaawansowaną, niż to co oferują producenci. Otrzymaliśmy ostatnio do testów nowoczesne telewizory od LG, Sony i Panasonica, wcześniej zaś mieliśmy okazję testować pod tym kątem jeden z modeli Samsunga. Jeśli chcecie wiedzieć, co we współczesnych bystrych telewizorach najlepsze, a co najgorsze, to zapoznajcie się z naszymi doświadczeniami.

Android TV (w wersji Sony)

Pierwszym z telewizorów, jaki mieliśmy okazję przetestować, był Sony 65X9005C, wykorzystujący platformę Android TV. W tym kosztującym ok. 14 tys. zł modelu o zdumiewająco cienkim wyświetlaczu i naprawdę pięknym odwzorowaniu barw zastosowano zaskakująco skromny procesor aplikacyjny – dwurdzeniowy MT5890 Mediateka, ze zintegrowanym układem graficznym Mali-T624. I niestety taki wybór rzuca się w oczy, o płynności działania systemu możemy tylko pomarzyć. Zastosowany procesor nie potrafi zapewnić nawet płynności animacji startowej, wyświetlanej podczas uruchamiania Androida na telewizorze, co musi budzić pewną konsternację u nabywcy, który właśnie za telewizor zapłacił więcej, niż wart jest przeciętny samochód w tym kraju.

Uruchomiony na telewizorze Sony Android TV bazuje na Androidzie 6.0 Marshmallow. W teorii skrojony pod wielkie ekrany i przystosowany do obsługi za pomocą pilota, nie zachwyca jednak. Nie chodzi nawet o ergonomię, co raczej z problemy z niezawodnością pracy. Telewizor po prostu potrafi się zawiesić, na co recepta jest jedna – trzeba sprzęt zrestartować.



Gdy jednak telewizor już działa, na głównym ekranie zobaczymy ułożone w rzędach kafelki, po których nawigujemy od lewej do prawej. W pierwszym rzędzie znajdziemy listę tego, co ostatnio było oglądane. Kolejne pokazują listę pobranych i zainstalowanych aplikacji (oraz kafelki prowadzące do preinstalowanych usług Google'a – sklepu Play oraz Filmów, Muzyki i Gier, oraz pobranych i zainstalowanych gier. Na samym dole znajdziemy obszar pozwalający wywołać systemowe ustawienia. Wszystko to sprawia wrażenie niezbyt przemyślanego, pozbawionego elegancji.

Obsługa za pomocą wyposażonego w dotykowy panel pilota jest niezbyt wygodna – gesty palcem słabo się sprawdzają, a system nie traktuje pilota jak urządzenia ze wskaźnikiem (np. myszki), tylko jako urządzenie przyciskowe. Wszystko to sprawia, że sterowanie owym SmartTV nie należy do najwygodniejszych… chyba że zdecydujemy się z telewizorem porozmawiać. Wbudowany interfejs głosowy został skrojony bardzo dobrze, szybko się przekonamy, że wyszukiwanie za pomocą głosu jest efektywniejsze, niż mozolne wykorzystanie klawiatury ekranowej. Zwracane wyniki pochodzą nie tylko z aplikacji Google'a, ale też z innych obsługujących ten interfejs, zainstalowanych w systemie aplikacji (np. DailyMotion). Pewnym rozwiązaniem może być też skorzystanie z aplikacji Quick Remote, która zamienia smartfon w całkiem wygodnego pilota.

Wielkim atutem Android TV jest oczywiście baza dostępnych aplikacji – dysponujemy całkiem sporym podzbiorem oprogramowania z Google Play. To, jak ono będzie działało, to już inna kwestia (szczególnie w wypadku tych aplikacji, które instalujemy siłowo, spoza Play, z plików .apk), ale zawsze lepiej mieć wybór, niż go nie mieć. Z perspektywy użytkownika najważniejsze jest, że znajdziemy tu oficjalną wersję Kodi, dobrze sobie radzącą z odtwarzaniem treści 4K, i co najważniejsze, pozwalającą na skorzystanie ze źródeł streamingu, których w oficjalnej bazie aplikacji nie uświadczysz. Pamiętać jednak trzeba, że procesor nie jest demonem prędkości, więc i uruchamianie tych aplikacji jest nie jest za szybkie. GPU Mali wystarczy jednak do pogrania nawet w prostsze gry 3D.

Android TV bardzo dobrze sobie radzi z wykrywaniem bluetoothowych urządzeń zewnętrznych, takich jak słuchawki, pady czy klawiatury, czy sieciowych zasobów multimedialnych, udostępnianych przez DLNA. Zapewnia też pełne wsparcie dla streamingu mediów przez mechanizm Google Cast, co pozwala strumieniować na duży ekran obraz ze sporej gamy aplikacji uruchomionych na innych urządzeniach (i to nie tylko tych z Androidem).

Reasumując, Androida TV należy uznać za platformę obiecującą, szczególnie że dziedziczy zalety najpopularniejszego mobilnego systemu operacyjnego na świecie i jest względnie otwarty. Podobnie jednak jak w wypadku smartfonów, wszystko się tu rozbija o implementację. Gdyby Sony nie pożałowało na procesor aplikacyjny i zastosowało w swoim telewizorze coś wydajniejszego niż wspomniany model MediaTeka, byłoby znacznie lepiej. Przekonać się o tym mogą posiadacze konsoli NVIDIA SHIELD, wykorzystującej potężną Tegrę X1. Tam wrażenia z pracy Android TV są zgoła inne, zarówno recenzenci jak i użytkownicy nie mogą się nachwalić. Sony, skazane na to, co daje Google, mogło to zrobić jednak lepiej – tak jak np. mieliśmy okazję widzieć to na telewizorach Philipsa.

webOS 2.0 (LG)

webOS miał długą i bolesną historię, to że w ogóle w jakiejś formie przetrwał do naszych czasów, jest małym cudem. Od 2013 roku, choć formalnie wciąż w pewnym stopniu należy do HP, jest licencjonowany LG do wykorzystania na wszelkie platformy sprzętowe, i przez LG wykorzystywany. Ten bazujący na jądrze Linuksa (i sporej ilości innego opensource'owego oprogramowania) system testować mieliśmy okazję na telewizorze LG 55EG910, wykorzystującym bliżej nieokreślony dwurdzeniowy ARM-owy procesor aplikacyjny. Wielkiej mocy obliczeniowej nie ma się tu co spodziewać, a jednak… to wystarczy. Od włączenia urządzenia widać, że narzut systemu operacyjnego LG jest bardzo mały, webOS uruchamia się szybko, a oprogramowanie działa płynnie i stabilnie.

Ukazujący się oczom użytkownika interfejs zbudowany jest wokół wyskakującego z dolnej krawędzi ekranu paska uruchamiania, o charakterystycznej, romboidalnej formie kafelków. Na równi traktowane są tu aplikacje, usługi, kanały czy źródła danych, co sprawia wrażenie pewnego bałaganu, przynajmniej do momentu, gdy sobie nie uporządkujemy zasobów, dodając to, co nas najbardziej interesuje do ulubionych kanałów. Trzeba jednak powiedzieć, że o ile dostęp do tego, co jest w pasku zadań jest prosty, to już dostęp do tego, co w pasku się nie znalazło, jest raczej trudny. Dotyczy to w szczególności ustawień (choć trzeba przyznać, że system pozwala wywołać panel podstawowych ustawień nałożony na obraz telewizyjny). Irytować może też niespójne zachowanie poszczególnych kafelków podczas nawigowania po zawartości paska.



Podstawowym urządzeniem do kontroli interfejsu jest pilot. Używa się go przyjemniej, niż to, co pokazało Sony – kontroluje wyświetlany na ekranie duży, widoczny wskaźnik, niewielkimi ruchami dłoni możemy przesuwać go po ekranie szybciej, niż za pomocą panelu dotykowego. Wykorzystywać też możemy gesty pilotem, a także interfejs głosowy, który jednak w naszej ocenie gorzej sobie radzi z rozpoznawaniem mowy niż Android TV.

Źródło oprogramowania dla webOS-a jest jedno. To sklep LG Content Store, wyglądający dość przejrzyście, wypełniony przede wszystkim treścią i usługami na żądanie i wyświetlający sporo informacji o wybranych pozycjach. Porządnych aplikacji tu jednak raczej nie uświadczymy – choć to wszystko wygląda ładnie i przyjemnie dla oka, to oprócz aplikacji partnerskich pokroju Netfliksa, przewodników telewizyjnych i frontendów (legalnie działających) serwisów streamingowych znajdziemy tu głównie zabawki dla kotów. Kodi wśród nich oczywiście nie ma. Gry dostępne na webOS-a zadowolą tylko mało wybrednych graczy, podejrzewamy, że nawet współczesne dzieci nie będą zachwycone. Ciekawostką może być obecność na platformie sklepu Google Play, ale okrojonego wyłącznie do filmów i muzyki – rzecz jasna androidowych aplikacji tu nie uruchomimy. Warto pochwalić za to przeglądarkę, świetnie radzącą sobie z testami HTML5 i działającą bardzo „zwinnie”.

System bez problemu radzi sobie z wykrywaniem zewnętrznych źródeł mediów udostępnianych po DLNA, jednak miewa problemy z łączeniem się z zewnętrznymi urządzeniami firm trzecich po Bluetooth. Oferuje obsługę protokołu Google Cast, ale nie działało to podczas testów zbyt sprawnie. webOS irytuje też niemożliwością uruchomienia aplikacji, gdy jest już nieaktualna – najpierw musimy pobrać ze sklepu aktualizację. Zaskakuje też brak opcji zrestartowania systemu z poziomu interfejsu użytkownika.

Choć więc początkowe wrażenia obcowania z webOS-em są niezłe, to czy pozostaną one wciąż zadowalające z czasem zależeć będzie mocno od tego, kim jest użytkownik telewizora. System LG możemy określić jako rozwiązanie dla „niewymagających”, ludzi, którzy nie myślą nawet o tym, by na telewizorze uruchamiać swoje własne oprogramowanie. Widać, że podejście to nie wszystkim się podoba, na forach dyskusyjnych użytkowników webOS-a pojawiają się nawet petycje, by producent zastąpił swój system Androidem. Póki co niezadowolonym z możliwości webOS-a osobom polecić można jedynie dokupienie androidowego „patyczka” – w porównaniu do ceny telewizorów, to znikomy wydatek.


Firefox OS (Panasonic)

Pierwotnie miał to być system operacyjny na smartfony, szczególnie te najtańsze, które rozwiązać miały niektóre bolączki Trzeciego Świata. Jak pewnie jednak wiecie, skończyło się to raczej słabo – poza kilkoma krajami Ameryki Południowej telefony z systemem Mozilli nie zdołały zdobyć choćby śladowej popularności. Mozilli pozostało robienie dobrej miny do złej gry i ogłoszenie Firefox OS-a platformą dla Internetu Rzeczy, w tym takich urządzeń jak smarttelewizory. W ten sposób wyróżnić się na rynku zechciał Panasonic, i właśnie Firefox OS-em zastąpił swoją wcześniejszą platformę Viera Cast. My przetestowaliśmy Firefox OS-a na telewizorze Viera CR730, w którym wykorzystano autorski procesor UniPhier z czterema rdzeniami ARM.

Względnie duża moc obliczeniowa w połączeniu z lżejszym jednak niż Android systemem (w teorii Firefox OS miał dobrze działać nawet na dwurdzeniowych ARM-ach z 256 MB RAM) daje o sobie znać bardzo szybko – proces uruchamiania się jest bardzo szybki, zaraz po uruchomieniu użytkownik zobaczy ładne tło z nałożonym na nie rzędem dużych, kolorowych ikon. Dają one dostęp do kanałów telewizji, zbioru aplikacji, oraz podłączonych urządzeń. Zobaczymy tu też ikonę wyszukiwarki, pozwalającej przeszukiwać zarówno zasoby sieciowe, jak i lokalne (np. filmy z podpiętego do telewizora przez USB dysku).

Jak się przekonamy, to wszystko. W tym, co oficjalnie nosi nazwę My Home Screen 2.0, ta dynamiczna karuzela ikon nałożonych na obraz zawiera cały interfejs. Nam to rozwiązanie całkiem przypadło do gustu, tym bardziej że ikony są gustowne, a całość łatwa do spersonalizowania – łatwo zmienić tło czy przypiąć do karuzeli nowe ikony. Wystarczy odwiedzić ekran aplikacji czy urządzeń, wybrać ikonę do dodania do głównego widoku i zatwierdzić to z poziomu jej menu. Obsługa interfejsu odbywa się za pomocą strzałek nawigacyjnych pilota (nieprzyzwoicie dużych rozmiarów, jest też dostępny pilot „smart”, ale go nie dostaliśmy), traktowanego jako urządzenie przyciskowe, bez wskaźnika. Do tego mamy też wyszukiwarkę głosową, poprawnie działającą, choć wymagającą wyraźnej wymowy.



Także i tu mamy scentralizowany sklep z aplikacjami, Firefox App Market, wyświetlany jako pierwsza z ikon dostępnych na ekranie Aplikacji. Działa on szybko, podział na kategorie jest przemyślany, znajdziemy tu najważniejsze legalnie działające źródła streamingu, trochę znanych z mobilnego Firefox OS-a aplikacji i gierek… ale powiedzmy sobie szczerze, wiele tu tego nie ma. Wiedzeni naukową ciekawością odwiedziliśmy dział „rozrywki dla dorosłych”, by znaleźć tam raptem jedną marną aplikację – klon witryny webowej, który nawet nie skalował się do rozmiarów całego ekranu. Dostępne w katalogu gry ucieszą chyba tylko miłośników retro, pozostali lepiej nie powinni ich włączać. Kodi, VLC? Możecie o tym zapomnieć. Nic też nie wskazuje na to, by aplikacje tego kalibru szybko pojawiły się w sklepie, skoro dobrze wiemy, jak wygląda po tylu latach zawartość Firefox Marketplace. W najlepszym razie dostaniemy oskórkowane odtwarzacze dla treści z DRM, przygotowane przez partnerów Panasonica w tzw. HTML5.

Trzeba jednak przyznać, że w swojej kategorii – oprogramowania powiększającego możliwości telewizora – Firefox OS spisuje się bardzo dobrze (na pewno lepiej, niż na smartfonach). Dopracowany, ergonomiczny interfejs, ładny system powiadomień z aplikacji wyświetlanych bezpośrednio na obrazie telewizyjnym, oraz stabilność i płynność działania sprawią, że telewizory Panasonica z systemem od Mozilli powinny znaleźć uznanie klientów, którzy wcale nie potrzebują, by ich telewizor uruchamiał aplikacje do komunikowania się z interfejsem diagnostycznym samochodu czy wyrafinowane gry.


SmartTV 2.0 – Tizen (Samsung)

Koreański potentat rynku telewizorów, pozostający w skomplikowanym związku z Google rynku na urządzeniach mobilnych, w dziedzinie telewizorów pozwolił sobie na pełną samodzielność. Najnowsze telewizory tej firmy oferowane są z platformą SmartTV, u podstaw której stoi Tizen, czyli de facto całkiem zwyczajny GNU/Linux (do takiego stopnia zwyczajny, że korzysta z serwera grafiki X i znanego z openSUSE menedżera pakietów ZYpp). By było zabawniej, ten nowy SmartTV niewiele za to ma wspólnego z Samsung Smart TV, poprzednią, znacznie bardziej ograniczoną w możliwościach platformą dla bystrych telewizorów tej firmy. Testy Tizena przeprowadziliśmy na telewizorze Samsung UE48JU6500W z czterordzeniowym autorskim procesorem tej firmy, trochę wcześniej niż testy pozostałych systemów.

Dzięki zastosowaniu naprawdę wydajnego czipu (choć o procesorach stosowanych w nowych telewizorach nie jest łatwo powiedzieć coś więcej, agencje PR obsługujące firmy też same niewiele wiedzą poza ogólnikami), nawet tak złożony jak Tizen system, oraz jego aplikacje, działają naprawdę szybko. Jest też Tizen systemem bardzo stabilnym, a jego interfejs jest równie responsywny co w wypadku Firefox OS-a.

Pod względem samej ergonomii to, co Samsung nazywa Smart Hubem, można porównać do webOS-a, przede wszystkim za sprawą poziomego paska uruchamiania u dołu ekranu, na którym wyświetlane są dynamicznie modyfikowane skróty-kafelki aplikacji. Dynamicznie, gdyż Tizen monitoruje to, co robimy, przedstawia nowe źródła mediów, wyświetla ostatnio używane aplikacje, jak też próbuje nakłonić nas do tego, z czego jeszcze nie korzystaliśmy. Wszystko to można w miarę wygodnie spersonalizować, przypinając do paska uruchamiania to co dla nas najważniejsze. Na pewno jest to ogromny krok naprzód w porównaniu do nudnej i nieprzemyślanej siatki aplikacji, jaką pokazywała wcześniejsza platforma SmartTV tej firmy. Co najważniejsze zaś, nowy interfejs nie przeszkadza w oglądaniu telewizji, jak to było wcześniej.

Niestety nie wszędzie jest tak samo – widoki Gier i Aplikacji wyglądają tak, jak dawniej, zasłaniając cały ekran. Warto zwrócić też uwagę na społecznościowy aspekt Smart Huba – widok, w którym możemy podejrzeć aktywność naszych znajomych na Facebooku i Twitterze, jak również przeprowadzić wideorozmowę za pomocą Skype'a. Zapewne może to być przydatne dla ludzi popularnych towarzysko.

Wykorzystywany do sterowania interfejsem pilot typu „smart” traktowany jest przez interfejs jako urządzenie sterujące ekranowym wskaźnikiem, pozwalające też skorzystać z przycisków kierunkowych i gestów. Działa to bardzo wygodnie, do momentu, gdy nie wykorzystamy go do przeglądania zawartości folderów na zewnętrznych dyskach, pełnych plików. Wówczas da się odczuć pewną nieporadność tego rozwiązania – by trafić na to co chcemy, trzeba namachać się nadgarstkiem w widoku nie pozwalającym na wyświetlanie listy plików w postaci bardziej „skondensowanej”.

Źródłem aplikacji dla SmartTV Samsunga jest (a jakże by inaczej) Samsung Apps. I choć lista dostępnych tu aplikacji jest skromniejsza, niż to, co oferuje Google Play, to jest lepiej niż w wypadku sklepów Panasonica i LG. Platforma Samsunga oferuje jednak coś, czego u konkurencji nie znajdziemy – wyspecjalizowany sklep ze strumieniowanymi grami GameFly. Pozwala nam on zagrać w tytuły takie jak Dirt 3, F.E.A.R 3, Batman: Arkham Asylum, Overlord II – i wiele innych „poważnych” tytułów z PC i konsol. Dostęp do pełnej biblioteki możliwy jest po opłaceniu miesięcznego abonamentu, obecnie ok. 35 zł/mies., dla każdego, kto posiada odpowiednie łącze internetowe i wystarczająco dobry router.



Tak przynajmniej powinno być – ponieważ podczas naszych testów streaming z GameFly nie zadziałał, otrzymywaliśmy jedynie komunikat o nie dość dobrym łączu internetowym. Jako że telewizor łączył się przez sieć radiową 802.11ac (5 GHz, router Synology) z Internetem po łączu optycznym 100 Mb/s, to naprawdę nie wiemy, co tu było nie tak. Najpewniej błąd w oprogramowaniu, tym bardziej, że w tym samych warunkach streaming gier na tablet Nvidii działał znakomicie – i to z rozdzielczością 1080p. Świetnie za to radzi sobie SmartTV ze wszelkiego rodzaju urządzeniami zewnętrznymi, Samsung zadbał także o komunikację z jego urządzeniami mobilnymi.

Biorąc pod uwagę pozycję lidera, jaką Samsung cieszy się na rynku telewizorów, nie mamy wątpliwości co do tego, że jego obecny SmartTV ma przyszłość. Nie jest tak ładny jak Firefox OS, nie dysponuje taką bazą oprogramowania jak Android TV, ale jest solidną platformą, którą koreańska firma będzie rozwijać zgodnie ze swoją polityką – choć raczej nie ma co liczyć na to, że odda użytkownikom większą kontrolę nad tym wszystkim.


Nie zawsze mniej to więcej


Po tych wszystkich zabawach z nowoczesnymi telewizorami jasne staje się jedno – wciąż nikt o zdrowych zmysłach nie kupi telewizora ze względu na wykorzystaną w nim platformę „smart”. Jako jednak że te platformy dają nam bez możliwości ich odmówienia (czy wyłączenia), to przed podjęciem decyzji zakupowej warto wziąć pod uwagę także i ten aspekt. Nie powiemy Wam, która platforma jest najlepsza, gdyż potrzeby ludzi są zbyt różne, by taką odpowiedź przedstawić. Wiele też będzie zależało od wydajności procesora aplikacyjnego samego telewizora – jak pokazało to Sony, można wiele zaszkodzić oprogramowaniu, oszczędzając na sprzęcie.

Obecnie jednak można powiedzieć, że dla geeków i ludzi zainteresowanych dostępem do jak najszerszej biblioteki mediów, najciekawszą platformą jest Android TV (szczególnie, jeśli zastosować jakiś alternatywny launcher). Trzeba jednak pamiętać, że na słabym procesorze będzie nieco ociężały. Firefox OS to system dla tych, którzy chcą ładnego i prostego oprogramowania do sterowania podłączonym do Internetu telewizorem. Rozwiązania Samsunga i LG wydają się bardziej bronić sprzętem, na jakim działają, niż swoimi software'owymi zaletami. Od firm tych zależy, czy będą potrafiły wraz z kolejnymi aktualizacjami oprogramowania uczynić je czymś bardziej spektakularnym niż obecnie.

20.01.2016 Niedziela.NL // źródło: dobreprogramy.pl


Komentarze 

 
0 #1 Magdzia 2016-01-21 10:59
Dobry artykuł. Teraz wiem wszystko o nowych telewizorach. A może na Wielkanoc poproszę zajączka o jakiś wielki tv.
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki