POLKA TYGODNIA: Agata Siwek, polska artystka w Liessel - Strona 5

Polak/Polka tygodnia

Spis treści
POLKA TYGODNIA: Agata Siwek, polska artystka w Liessel
strona 2
strona 3
strona 4
strona 5


Z ziemi holenderskiej do Polski

Pod koniec kwietnia Siwek wyjeżdża na poł roku do Polski, do Stróży, do domu, który trzeba wykańczać.

- Mam duży las, drzewa trzeba wycinać, sprzątać, trawę kosić. Teraz konie zabiorę, to przynajmniej kosić nie trzeba będzie, bo same zjedzą. Więc dużo roboty. No i budowa – tak opisuje plany na pobyt w Polsce.  A co, jeśli zdecydowałaby się na powrót na stałe do Polski?

- Zawsze mogę być przewodnikiem w Wieliczce. Nie mają przewodnika z językiem holenderskim i bardzo mnie prosili, żeby do nich przyszła na przewodnika. Tam się dobrze zarabia. Ale myślę, że w Polsce powstaje rynek na meble, takie bardziej artystyczne. To mi ostatnio sprawia więcej przyjemności – mówi.

Sprawa ewentualnej przeprowadzki do Polski jest tym bardziej realna, gdyż nie wiadomo, jak długo Siwek będzie mogła korzystać z pracowni w Deurne.

- Być może będę się musiała stąd za miesiąc wynieść, bo mi już gmina grozi. Wtedy będę miała problem, gdzie to wszystko zmieszczę. Powiedzieli mi na gminie, że obecny kontrakt jest niedobry, a czy nowy dostanę, tego nie wiem. Wszystko tutaj ma zostać wyburzone i mają zbudować domy dla staruszków – mówi.

- Cały czas planuję powrót do Polski. Chociaż teraz mam nowe hobby: szukanie domu w Niemczech. We wschodnich Niemczech jest jeszcze taniej niż w Polsce. O Jezu, a jakie piękne domy! – Siwek się rozmarza.

Ale dom w Stróży to teraz priorytet, co do tego nie można mieć wątpliwości.

- Muszę skończyć budowę domu w Polsce. A w Niemczech to będzie taka stacja w środku drogi, pomiędzy Holandią i Polską. W sam raz żeby konie wypuścić, bo nie można tak długo z nimi w ciągu jednego dnia jechać, trzeba się zatrzymać. Więc byłoby idealnie – mówi.

Siwek w Holandii nie ma wielu polskich znajomych, ale język polski słyszy bardzo często. Również w Deurne i okolicach.

- Bardzo dużo Polaków tutaj mieszka. Wczoraj wracałam z tartaku o wpół do siódmej. Pojechałam jeszcze do sklepu, bo nie mieliśmy nic do jedzenia. W sklepie sami Polacy. Holendrzy wtedy jedzą, a Polacy pewnie akurat skończyli pracę i poszli do sklepu. Wszędzie w Albert Heijnie było słychać polski. A jak pójdę do Lidla, to tam też tylko polski – opowiada.

Życiowa rada? Rób to, co lubisz!

Jak wygląda typowy dzień z jej życia?

- Wstaję i muszę wszystko wykarmić: męża, koty, konie i świnki morskie. Potem zastanawiam się, co będę dziś robić. Albo jadę do pracowni i tam coś tworzę, albo zostaję w Liessel i tu działam.  O dwunastej muszę coś ugotować. Chyba, że jadę do pracowni, to wtedy gotuję dopiero wieczorem. I tak dzień w dzień – mówi.

- Wieczorem oglądam telewizję i szyję. Ale nie skarpetki, bo jak jedną zrobię, to mnie strasznie ręce bolą – mówi. Siwek przez lata robiła skarpetki dla „biednych Holendrów” w ramach projektu artystycznego, będącym odpowiedzią na organizowane na Zachodzie akcje charytatywne na rzecz biednych w Polsce.

- Zrobiłam ich z trzysta, czterysta par, dużo rozdałam, dawałam Holendrom. Potem przysyłali mi zdjęcia w tym skarpetkach. Zrobienie jednej skarpetki trwa dwa filmy, zawsze jak oglądam filmy, to coś robię. Teraz wyszywam stroje krakowskie, dla sąsiadów i dzieci mojego brata – mówi. Ale życie artystki, podążającej zawsze własną ścieżką, przekłada się na dosyć ograniczone życie towarzyskie.

- Mało mam kontaktu z ludźmi. Mam swój świat i w nim żyję.

Czy chciałaby coś przekazać czytelnikom Niedziela.nl?

- Dla każdego mam takie przesłanie, żeby robił to, na co ma ochotę, a nie gonił za pieniędzmi. Żeby nie robił tego co nie lubi, tylko dlatego, że zarabia na tym pieniądze. Bo można zarabiać pieniądze, robiąc to, co się lubi. Jedno ma się życie i szkoda… szkoda tracić te lata, zostawiać rodzinę w Polsce. Nigdy w życiu nie robiłam czegoś innego poza moim zawodem.

Siwek podkreśla jednocześnie, jak wiele Holandia zawdzięcza Polakom. I że nie zawsze spotykają się ze wdzięcznością Holendrów.

- Chciałabym, żeby wszyscy Polacy w Holandii na miesiąc zastrajkowali. Wtedy wszyscy Holendrzy by ich docenili. Jakbym tego chciała, to jest moje marzenie! Miesiąc to może jeszcze za krótko, trzy miesiące byłoby lepiej. Ale ci Holendrzy by nas prosili, żebyśmy wrócili do pracy! – mówi ze śmiechem.

Tekst, wywiad i zdjęcia: Łukasz Koterba



Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki