Ciepłe myśli na holenderską niedzielę: Przekąska ze ściany (cz.243)

Ciepłe myśli

Fot. Shutterstock, Inc.

Ciepłe myśli na holenderską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Przekąska ze ściany

Dziś do naszej porannej kawy chciałabym poruszyć dość niezwykły niderlandzki temat kulinarny. Zapraszam Czytelniczki i Czytelników portalu Niedziela.nl na przekąskę ze ściany. Postaram się wyjaśnić, czym ona jest.

W ubiegłym tygodniu byłam z moją córka na zakupach. Wyprawa zajęła nam znacznie więcej czasu niż na początku zakładałyśmy. W pewnym momencie poczułyśmy głód. Zaczęłyśmy rozważać, co możemy przekąsić, aby nie było za dużo, ponieważ zbliżała się pora obiadu, ale też wystarczająco, by zaspokoić głód. Rozważając różne możliwości, minęłyśmy miejsce, w którym znajdował się „een automatiek”. Przypomniało mi się, że już dawno chciałam, o tym napisać artykuł, więc postanowiłam, że zacznę od degustacji. A może zjemy „ze ściany”? Zapytałam. Moja córka przystanęła na ten pomysł z radością, ponieważ, mimo że to popularny sposób na przekąski w Holandii, również ona nigdy z niego korzystała. Coś nowego!

„Een automatiek” to automat vendingowy z przygotowaną żywnością, którą umieszcza się na serwetce lub kartonie za szklanymi drzwiczkami… może odpowiedniej byłoby napisać – za okienkami. W automacie jedzenie jest utrzymywane w cieple. Konsument może otworzyć takie drzwiczki po wrzuceniu monet, najczęściej w dokładnie odliczonej kwocie. Jedzenie z automatu często jada się na ulicy, choć często w okolicach tych aparatów znajdują się stoliki i krzesełka. Popularnym określeniem na jedzenie z tego automatu jest właśnie „jedzenie ze ściany”. Zdarza się, że automat jest zewnętrzną częścią budynku i mówienie, że je się ze ściany jest wtedy dosłowne.

Żywność, którą można nabyć w tym aparacie z pewnością nie można nazwać zdrową. Kupić tu można hamburgery, krokiety, frikandele, suflety serowe i wiele przeróżnych przekąsek.

Z córką kupiłyśmy krokiety i od razu przyznaję, że wolałabym, aby były cieplejsze. Nie smakowały rewelacyjnie, ale bawiłyśmy się dobrze i zaspokoiłyśmy głód. Podejrzewam jednak, że nasza opinia jest bardzo subiektywna, ponieważ popularność tych aparatów jest niewątpliwym dowodem na to, że wielu osobom to jedzenie bardzo smakuje. Bez względu na kulinarne upodobania przyjemnie było spróbować jedzenie ze ściany. Z córką zgodnie stwierdziłyśmy, że przekąski z tych aparatów, nie są niczym niezwykłym i z pewnością nie są zdrowe, ale same kupienie ich ze ściany jest ciekawym przeżyciem. Czymś, jak kupienie hot doga na ulicy Nowego Jorku. Z góry wiadomo, że nie będzie to rarytas, ale spróbować zdecydowanie warto.

Automat, o którym piszę, stał się popularny w Holandii w latach 50. ubiegłego wieku. Cieszył się szczególną popularnością wśród młodzieży z klasy robotniczej, która w owych czasach po raz pierwszy miała gotówkę, którą mogła dysponować. Świat na zachodzie zaczął się bardzo szybko zmieniać. Wtedy właśnie coraz popularniejsze stawały się tu frytki i przekąski, które obecnie nazywamy fast foodem.

Co ciekawe aparaty, o których dziś piszę były popularne w wielu europejskich krajach, jednak w latach 60. ubiegłego wieku zaczęły bardzo szybko przechodzić do lamusa i ostatecznie zniknęły z ulic właściwie wszystkich krajów. Wszystkich z wyjątkiem Holandii. Tutaj ich popularność od lat nie słabnie i nadal po wielu dziesięcioleciach można je spotkać w wielu miejscach w całym kraju. W Holandii „een automatiek” odgrywają ważną rolę w sieci snack barów Febo. Wspomnę tylko, że dzięki formule Febo Amsterdam stał się miastem z największą liczbą automatów vendingowe z przekąskami. Dlatego zwiedzając stolicę Holandii warto również poświęcić nieco uwagi choć jednemu z nich. Kto wie, może komuś zasmakuje jedzenie ze ściany.

Smacznego!


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka



05.06.2022 Niedziela.NL // fot. Shutterstock, Inc.

(as)


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki