Ciepłe myśli na niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy kawie

Ciepłe myśli

fot. Shutterstock

Druciki, druciki dużo drucików

Z pewnością prawie każdy rodzic mieszkający w Holandii miał kontakt z miejscowym ortodontą. Ja również. Na wizyty chodziłam najpierw z synem a potem z córką. Nie było łatwo, przyznaję. Mój syn zaliczył chyba wszystkie możliwe aparaty, aż w końcu doczekaliśmy się metalowego odrutowania zębów. Szczególnie aparaty, które można wyjmować są utrapieniem rodziców. Należy pilnować, aby dzieci je nosiły, a prawdopodobnie żadne z nich tego nie lubi.

Bardzo ważne jest, aby dzieci nosiły aparat jak najdłużej w ciągu dnia i ortodonci, aby to kontrolować i pewnie w jakiś sposób motywować pacjentów, włożyli do aparatów specjalne chipy, które śledzą czas ich używania. Och, wiele razy słyszeliśmy, że moja córka nosiła aparat za krótko. Po wyjmowanych aparatach przychodzi czas na „odrutowanie”. Ten okres jest łatwiejszy. Należy przypominać dzieciom, aby bardzo dokładnie szczotkowały zęby i pilnować, aby nie jadły niektórych produktów, szczególnie słodyczy typu „mordoklejki”. Po roku lub dwóch latach aparat jest zdejmowany.  A co się dzieje, potem?

Przez pierwszy dzień po zdjęciu aparatu wciąż prosiłam moje dzieci o szerokie uśmiechy, bo nie mogłam przyzwyczaić się do ich nowego wyglądu. Potem zachwycałam się i marzyłam, że sama sobie coś takiego zrobię.

Gdy w końcu druty są ściągnięte, przygoda z ortodontą wcale nie dobiega końca. Dzieciom za przednimi zębami, zarówno u góry jak i na dole przykleja się specjalny drucik, po niderlandzku nosi on nazwę spalk i na zębach musi pozostać przez około 10 lat.

Nazwy tej nauczyłam się, gdy drut nagle oderwał się w połowie od górnych zębów mojej córki. Dyndał zabawnie, ale i utrudniał wszystko, od jedzenia po mówienie. Gdy coś takiego się stanie oczywiście należy natychmiast skontaktować się z ortodontą. Spojrzałam na zegar, pozbierałam myśli - było piątkowe popołudnie i to spowodowało, że natychmiast miałam kiepskie przeczucia. Zadzwoniłam i tak jak się spodziewałam, odezwała się automatyczna sekretarka.

Usłyszałam: „praktyka ma przerwę urlopową przez kolejne 10 dni”. Wystraszyłam się, ale automat mówił dalej. Dowiedziałam się, że mają zastępstwo. „Uff” poczułam ulgę, jednak lawina zdarzeń sunęła dalej. Zadzwoniłam do ortodonty-zastępcy, ale okazało się, że nie mogą pomóc i powinnam zadzwonić do naszego dentysty. Zadzwoniłam, a tam... znów automat i piątek popołudniu! Usłyszałam numer,  pod który należy dzwonić w nagłych przypadkach. Przed chwilę rozważałam, co głos płynący z taśmy rozumie pod pojęciem „nagły przypadek”. Spojrzałam na dyndający drucik w ustach mojej córki i podjęłam decyzję, że właśnie to. Zadzwoniłam. Na szczęście po drugiej stronie odezwała się żywa istota. Od bardzo miłej pani otrzymałam adres popołudniowego dentysty na zastępstwie. Po kolejnym telefonie umówiłam się na „natychmiast” i pojechałyśmy. Ja, córka i jej dyndający drucik w roli głównej. Drucik został przyklejony i w jakimś sensie historia dobiegła końca.  Chwilowa panika, strach i przyznaję odrobina irytacji, to wszystko było nieważne. Byłam zadowolona, że się nie poddałam i w końcu znalazłam rozwiązanie. W nagrodę możemy schrupać słodkie jabłko!

Widzimy się za tydzień... przy kawie.


08.10.2017 Agnieszka Steur, Niedziela.NL


Komentarze 

 
+2 #1 Znajomy 2017-10-09 13:21
Pepco to Jakubowski poszukiwany przez Policje w Polsce
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki