Anna Frank, symbol optymizmu w czasach wojny

Holenderskie ciekawostki

fot. catwalker / Shutterstock.com

Ta urodzona w Niemczech żydowska dziewczynka, której nie dane było dożyć pełnoletności, stała się jedną z najbardziej znanych na świecie Holenderek. Anna Frank ukrywała się z rodziną przez dwa wojenne lata w amsterdamskiej kamienicy i tam prowadziła dziennik. Dziennik, który później stał się jednym z najczęściej czytanych świadectw czasów II wojny światowej. Na początku maja, gdy Holendrzy oddają cześć ofiarom wojny (4.05) i cieszą się z odzyskanej po okupacji wolności (5.05), warto przypomnieć sobie historię tej niezwykłej dziewczynki: Anny Frank.

Niemcy, ojczyzna, którą trzeba opuścić

Dwunastego maja 1925 roku niejaki Otto Frank i panna Edith Holländer pobrali się w niemieckim Aken. Po podróży poślubnej do Włoch młoda para postanowiła osiedlić się we Frankfurcie nad Menem. Tu mieszkała matka Otto, do domu której młoda para się wprowadziła. Już w rok po ślubie przyszła na świat pierwsza córka państwa Frank, Margot. Młodzi rodzice przeprowadzili się szybko pod własny adres i trzy lata później, 12 czerwca 1929 r. przyszła na świat Annelies Marie Frank, którą świat zna dziś jako Anne Frank – symbol z jednej strony okrucieństw Holocaustu, z drugiej – nadziei i wiary w dobro człowieka, nawet w najstraszniejszych okolicznościach.

Rodzina Frank była niemiecka i żydowska. Swoje pierwsze lata po ślubie, jeszcze pod koniec lat dwudziestych, państwo Frank uważali za najpiękniejszy okres swego życia. Na początku lat trzydziestych klimat w Niemczech się jednak zmienił. Niemiecka gospodarka znalazła się w głębokim kryzysie, społeczeństwo biedniało, a fala frustracji skierowała się przede wszystkim w jednym kierunku: w stronę żydów. Partia wówczas jeszcze szerzej w Europie nieznanego Adolfa Hitlera NSDAP zyskiwała błyskawicznie na popularności. Podobnie jak antysemickie hasła, które głosiła. W wyborach w czerwcu 1932 NSDAP uzyskało 37 % głosów. Pół roku później Hitler został szefem rządu. Rodzina Frank nie mogła czuć się bezpiecznie we własnym kraju.

Jedynym rozwiązaniem była emigracja. Na początku marca 1933 zapadła decyzja co do miejsca: Holandia. Otto za pośrednictwem szwagra dowiedział się o szansach na założenie tutaj firmy. Nie trzeba było go długo namawiać. Otto wspominał później: „Kiedy wielu z moich niemieckich rodaków zamieniało się w hordy nacjonalistycznych, mściwych, antysemickich zbrodniarzy, musiałem wyciągnąć z tego wnioski i jakkolwiek kosztowało mnie to wiele smutku, zdałem sobie sprawę, że Niemcy nie były całym światem i opuściłem swój kraj na dobre”.

Nowy początek w Amsterdamie

Tak jak zaplanowano, Otto założył w Amsterdamie własy biznes. Firma nazywała się Opekta i zajmowała się przygotowywaniem materiałów reklamowych, ogłoszeń i publicznych demonstracji produktów. Wkrótce Frank znalazł wspólnika, Hermanna van Pelsa, również żydowskiego imigranta z Niemiec, i panowie postanowili skupić się na sprzedaży ziół.

Rodzina Frank znalazła dom przy Merwedeplein. We własnych czterech kątach państwo Frank z dziećmi wreszcie mogli poczuć nieco spokoju. Edith Frank wciąż jednak mocno tęskniła za Niemcami. Rozstanie z ojczyzną przeżyła dużo boleśniej niż jej mąż. Również dziewczynki musiały się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Margot i Anna szybko nauczyły się niderlandzkiego i poszły do szkoły. Annę wysłano do progresywnej szkoły Montessori. „Anna posiadała cechę, która potrafiła być dosyć uciążliwa. Bez bez przerwy zadawała pytania, nie tylko jak byliśmy w dwójkę, ale również gdy byli przy nas inni (...) Dla Anny szkoła Montessori, gdzie każdy uczeń traktowany jest indywidualnie, była dobrym wyborem”, wspominał później Otto Frank. Anna była zadowolona z tego wyboru. W szkole zaprzyjaźniła się nie tylko z wieloma niderlandzkimi dziećmi, ale i niemieckimi i żydowskimi – w ówczesnym Amsterdamie uciekinierów z nazistowskiej Trzeciej Rzeszy było bardzo wielu.

Sytuacja międzynarodowa nie wyglądała jednak wesoło. Rodzina Frank śledziła wydarzenia w swojej niedawnej ojczyźnie. W listopadzie 1938 r. doszło do tzw. „nocy kryształowej”, kiedy to naziści zniszczyli wiele żydowskich synagog i sklepów; ponad sto osób straciło życie. Krewni rodziny Frank zostali albo aresztowani, albo opuścili kraj. Jednak i emigracja nie gwarantowała bezpieczeństwa. Hitlerowskie Niemcy, z których rodzinie Frank udało się siedem lat wcześniej uciec, w końcu i o nich się upomniały. We wrześniu 1939 Trzecia Rzesza najechała Polskę rozpoczynając drugą wojnę światową, a 10 maja 1940 hitlerowcy wkroczyli do Holandii. Rodzina Frank znów znalazła się w niebezpieczeństwie.

Trzeba się ukryć!

Wraz z przejęciem faktycznej władzy w Holandii przez nazistów, sytuacja żydów zaczęła się pogarszać. Otto Frank nie mógł już prowadzić swojej firmy. Oficjalnie przestał być jej szefem, jednak w rzeczywistości nadal udawało mu się nią zarządzać. Firma przeniosła się wówczas też z adresu Singel 400 do budynku przy Prinsengracht 263 – dziś adres ten znany jako „Dom Anny Frank” jest jednym z najczęściej odwiedzanych w Amsterdamie miejsc przez turystów.

Dziewczynki, zgodnie z polityką okupanta, przenieść musiały się do specjalnej „szkoły żydowskiej”. O tym, jak wiele nowych zakazów i ograniczeń nakładano na żydów, przeczytać możemy w dzienniku małej Anny: „Żydzi muszą nosić żydowską gwiazdę; żydzi muszą oddać swoje rowery; żydzi nie mogą jeździć tramwajem; żydzi nie mogą jeździć samochodem, nawet swoim własnym; żydzi mogą robić zakupy jedynie pomiędzy 15.00 a 17.00; żydzi mogą chodzić jedynie do żydowskiego fryzjera; żydzi pomiędzy 20,00 a 6,00 nie mogą chodzić po ulicach; żydzi nie mogą odwiedzać teatrów, kin i innych miejsc, poświęconych rozrywce; żydzi nie mogą chodzić na basen” i jeszcze wiele, wiele innych zakazów. Jak się niestety później okazało, był to jedynie początek nazistowskich prześladowań.

Kluczowym dniem dla losów rodziny Frank okazał się 5 lipc 1942 roku. Wtedy to właśnie starsza siostra Anne, Margot, dostała wezwanie do wyjazdu do niemieckiego obozu pracy. Bezpośrednie zagrożenie życia i spokoju jeszcze nigdy nie było dla rodziny Frank tak bliskie i namacalne. Decyzja mogła być tylko jedna: trzeba się ukryć.

Najdogodniejszym miejscem była siedziba firmy pana Franka przy Prinsengracht 263. Tutaj wygospodarowano na górnych piętrach kilka pomieszczeń, które miały stać się kryjówką dla rodziny Frank. I dla rodziny van Pels – wspólnik ojca Anny, Hermaan van Pels wraz z żoną Auguste i synem Peterem także wprowadzili się do tego tajemnego miejsca. Szacuje się, że w ciągu II wojny światowej prawie 300 tysięcy osób ukrywało się w Holandii w ten sposób – niektórzy bardzo krótko, inni miesiącami. Były to nie tylko rodziny żydowskie, ale i np. osoby zaangażowane w ruch oporu wobec okupanta. Wiele osób ryzykowało wysokie kary, decydując się na ukrywanie poszukiwanych przez nazistów ludzi. Z kolei inni w denuncjowaniu ukrywających się rodzin widzieli niezły interes. Z 25 000 tysięcy ukrywających się w Holandii żydów, 8 000 wpadło ostatecznie w ręcę nazistów i trafiło do obozów.

W kryjówce

Od 6 lipca 1942 r. rodzina Frank ukrywała się na drugim piętrze budynku przy Prinsengracht 263. Van Pelsowie dołączyli do nich tydzień później i zajęli trzecie piętro. W listopadzie 1942 dołączył do nich jeszcze znajomy obu rodzin, Fritz Pfeffer. W sumie osiem osób znalazło się w tym miejscu. Rodzice Frank dzielili pokój ze swoją starszą córką Margot, Annie przyszło mieszkać z Fritzem.

Okna za dnia musiały być zamknięte i zasłonięte, by nikt nie mógł zobaczyć i usłyszeć ukrywających się. Na dole budynku nadal funkcjonowała dawna firma Otto Franka. Na parterze pracowali robotnicy, którzy nie wiedzieli o ukrywających się. Na pierwszym piętrze urzędowali pracownicy biurowi - ci byli poinformowani i zaopatrywali ukrywających się w niezbędne produkty. Wśród czworga „wtajemniczonych” pomocników Miep Gies dane było żyć najdłużej i w latach powojennych stała się ona niejako żywym ambasadorem historii Anny Frank – Miep zmarła w 2010 r. W zajmowanych przez Annę i resztę grupy pomieszczeniach było ciasno, wilgotnie i ciemno. W chwili, gdy rodzina Frank się tu wprowadzała, nikt nie myślał, że przyjdzie im tu spędzić dwa lata...

Ukrywająca się ósemka starała się prowadzić jak najbardziej „normalne” życie. Porządek dnia był uporządkowany i zdeterminowany przez to, co działo się na dole. Gdy w magazynach na parterze znajdowali się pracownicy, którzy nie wiedzieli o ukrywających się, na górze musiała panować kompletna cisza. Z kolei, gdy na dole pozostała jedynie czwórka „wtajemniczonych”, wtedy można było odetchnąć z ulgą. Pomocnicy przychodzili na górę, by omówić najważniejsze sprawy i odebrać listę zakupów. Około 22,00 zaczynała się „cisza nocna” – często jednak przerywana odgłosami strzałów w kierunku przelatujących nad miastem samolotów aliantów.

Ponieważ czasu było wiele, domownicy wiele czytali. Najmłodsi, czyli Anna, Margot i Peter, poświęcali też dużo czasu na naukę. Szczególnie języków obcych – angielski i francuski cieszył się dużą popularnością. Osiem osób w jednym „mieszkaniu” to jednak dużo. Tym bardziej, jeśli wszyscy spędzają w nim 24 godziny na dobę... Dlatego wraz z upływem czasu atmosfera w kryjówce robiła się coraz bardziej napięta i dochodziło do kłótni. Szczególnie dla żywiołowej Anny życie w zamknięciu było trudne. Brak kontaktu z dawnymi przyjaciółmi, z którymi godzinami potrafiła rozmawiać, kompensowała sobie prowadzeniem dziennika. Dziennika, który stał się czymś więcej niż namiastką przyjaciela – dziś jest on jednym z najbardziej znanych literackich świadectw II wojny światowej..

Jednak nie tylko o relacjach pomiędzy domownikami pisała Anna w swym dzienniku. Wszyscy ukrywający się śledzili na bieżąco sytuację na froncie. Kiedy w 1944 alianci wylądowali w Normandii, pojawiła się nadzieja. „A zatem ten rok, 1944, przyniesie nam zwycięstwo? Nie wiemy tego jeszcze, ale nadzieja pozwala żyć, znów dodaje nam odwagi, czyni nas silniejszymi. Bo z odwagą musimy przetrwać wszystkie te lęli, biedę i cierpienie”, pisała Anna.

Aresztowanie i obóz

Kiedy wydawało się, że koniec wojny jest blisko i wreszcie znów będzie można opuścić kryjówkę i żyć tak, jak wcześniej, nadszedł 4 sierpień 1944. Do siedziby niemieckich służb zadzwonił ktoś, by podzielić się „informacją”. Przy Prinsengracht 263 ukrywają się żydzi. Niemcy szybko udali się pod wskazany adres i pracownicy magazynu – z pistoletem wycelowanym w twarz – musieli wskazać na tajemne, schowane za szafą drzwi, prowadzące na górę. Zarówno ukrywający się, jak i niektórzy z pomocników zostali aresztowani, a następnie przesłuchani. Niemcy zabrali z kryjówki jedynie najcenniejsze rzeczy. Gdy dwoje z pomocników, którzy nie zostali aresztowani – Miep Gies i Bep Voskuijl – udali się na górę, znaleźli na podłodze m.in. dziesiątki kartek zapisanych przez Annę. Naziści odkryli kryjówkę państwa Frank, a świat zewnętrzny odkrył Dziennik Anny Frank.

Do dziś nie wiadomo, kto był autorem tragicznego w konsekwencjach donosu. Wiele śladów prowadzi do Willema van Maaren, jednego z pracowników magazynu na parterze, który już od dłuższego czasu miał się domyślać, że u góry mieszkają jacyś ludzie i któremu po wojnie udowodniono kradzieże z magazynu. Van Maaren zmarł w 1971 r. W 1963 r. słynnemu „łowcy nazistów” Szymonowi Wiesenthalowi udało się odnaleźć w Austrii oficera SS, który dowodził akcją aresztowania, ale ten nie pamiętał, kto poinformował go o kryjówce przy Prinsengracht 263. W 2003 r. holenderski instytut zajmujący się historią II wojny światowej NIOD rozpoczął nowe badanie, ale i tym razem nie udało się ustalić, kto zdradził miejsce kryjówki Anny Frank. Poza Van Maarenen podejrzanych o to jest zresztą więcej osób i co parę lat pojawia się na ten temat nowa teoria.

Cztery dni po aresztowaniu cała ósemka trafiła do obozu przejściowego w holenderskim Westerbork. Dotarli tam zwykłym pociągiem osobowym (a nie towarowym, jak się obawiano); Anna, po dwóch latach w zamknięciu, nie mogła się napatrzeć na mijające za szybą krajobrazy. W Westerbork musiano pracować, jednak to, czego się obawiano, to przerzucenia do obozów na Wschodzie. Na początku września nadszedł ten moment: całą ósemkę wpakowano do wagonu towarowego. 70 osób w wagonie, wszyscy na stojąco, w wiadrem jako wc, bez jedzenia przez trzy dni – tak wyglądała podróż do obozu Auschwitz-Birkenau. Po otwarciu wagonów, naziści dzielili nowoprzybyłych na dwie grupy: na prawo ci, którzy byli w stanie pracować, na lewo starcy, chorzy i matki z dziećmi – ci trafiali od razu do komór gazowych. Ósemka z Amsterdamu kazano iść na prawo.

Po wojnie

Otto Franka oddzielono od żony i dzieci. Jak się później okazało, na zawsze. Gdy w styczniu 1945 r. Rosjanie wyzwolili obóz w Oświęcimiu, wśród nielicznych 7650 ocalałych, z dawnych mieszkańców amsterdamskiej kryjówki, znalazł się tam jedynie Otto. W maju 1945 Otto mógł wrócić do Holandii, w trakcie podróży potwierdzono mu śmierć jego żony. Gdy wrócił do Holandii od razu udał się do Miep Gies. Otto wciąż miał nadzieję, że jego córki przeżyły wojnę. Rozpoczął szeroko zakrojone poszukiwania, zamieścił ogłoszenie w gazecie i rozmawiał z powracającymi z obozów ocalałymi. 18 lipca 1945 trafił na siostry Brilleslijper, które potwierdziły, że miały kontakt z Margot i Anne w Bergen-Belsen, obozie na terenie Niemiec, dokąd przerzucono część holenderskich żydów. Ocalałe siostry przekazały Otto tragiczną wiadomość: zarówno Margot, jak i Anna zmarły tam na tyfus.

Gdy Otto poinformował o śmierci córek resztę znajomych i rodzinę, Miep przekazała mu pamiętnik Anny. „To spuścizna twojej córki Anny”, powiedziała przekazując starannie przechowane papiery. Lektura tekstu była dla Otto bolesna. Powróciły wspomnienia z czasów, gdy trójka najbliższych mu osób jeszcze żyły. Także bolał go krytyczny ton, w jakim Anna pisała o swojej matce. Jednocześnie Otto widział, że za wesołą twarzą dynamicznej Anny kryła się osoba zdolna do formułowania głębokich myśli i potrafiąca je z literackim talentem zapisać. Anna chciała zostać pisarką i pragnęła, by jej dziennik został wydany. Otto postanowił spełnić marzenie zmarłej córki.

W czerwcu 1947 r. dziennik został wydany w 1500 egzemplarzach i z tytułem: „Oficyna. Listy z dziennika od 14 czerwca 1942 r do 1 sierpnia 1944” (Het Achterhuis. Dagboekbrieven van 14 juni 1942 tot 1 augustus 1944). Otto nieco „ocenzurował” tekst córki, co po sukcesie książki dało początek wieloletnim spekulacjom na temat „oryginalnej” wersji. Dziennik szybko zyskał wiele pozytywnych reakcji w holenderskiej prasie. „Ta ksiązka pomaga nam znów nieco uwierzyć w ludzkość”, pisał jeden z recenzentów, inni podkreślali dar bystrej obserwacji młodziutkiej autorki. Pierwsze wydanie zostało szybko wyprzedane, doszło do kolejnych dodruków, a książką zainteresowali się zagraniczni wydawcy. W 1950 r. wydano niemieckie i francuskie tłumaczenie, dwa lata później angielskie. Po dziś dzień przetłumaczona na dziesiątki języków (w tym na polski) książka rozeszła się w milionach egzemplarzy.

Wkrótce na podstawie zapisków Anny powstała sztuka teatralna (1955), która okazała się wielkim sukcesem na Broodwayu (nagroda Pulitzera za najlepszą sztukę roku), a w 1959 holywoodzka ekranizacja (3 Oskary). Anna Frank z nieznanej dziewczynki z amsterdamskiej kryjówki stała się symbolem tragicznego losu żydów w trakcie II wojny światowej. I jeszcze czymś więcej – dzięki humorowi, zaufaniu jakim odbarzała ludzkość, optymizmowi i nadziei, Anna Frank symbolizuje również niezłomną wiarę w dobrą stronę człowieka. Nawet w najtrudniejszych okolicznościach.

Sukces dziennika oznaczał też zmiany w życiu Otto. Przez dekady odpowiadał on wraz ze swoją drugą żoną na tysiące listów od czytelników. Przed swą śmiercią w 1980 r. stoczył on również wiele batalii sądowych – im dziennik stawał się popularniejszy, tym więcej pojawiało się fałszywych oskarżeń, że jest on „mistyfikacją”. Po wojnie powstała również fundacja Anne Frank Stichting, a w 1960 r. dawna kryjówka przy Prinsengracht 263 otworzyła swe drzwi jako muzeum. Jest to jedno z najliczniej odwiedzanych muzeów Amsterdamu. Kto przejeżdża tędy w ciągu dnia rowerem, zawsze natknie się na długą kolejkę turystów, czekających na wejście do kryjówki Anny Frank. Z czasem muzeum tak się rozrosło, że zajęło także sąsiednie budynki (nr 265 i 267). Urządza się tu wystawy i wyświetla filmy związane z drugą wojną światową, prześladowaniami żydów i antysemityzmem.

Annie Frank nie dane było przeżyć wojny, ale jej opowieść żyje do dziś. Warto o tym pamiętać, wspominając ofiary II wojny światowej i sięgnąć po Dziennik Anny Frank lub odwiedzić jej muzeum w Amsterdamie.

Dom Anny Frank
Otwarty codziennie: od kwietnia do października w godz. 09:00 - 22:00, od listopada do marca w godz. 09:00 - 19:00 (do 21:00 w niedziele)
Ceny biletów: dorośli - €9; dzieci i młodzież w wieku 10-19 lat - €4,50;
Adres: Prinsengracht 263-267, 1016 GV Amsterdam, Holandia
www.annefrank.org


13.06.2016 Łukasz Koterba, Niedziela.NL

Komentarze 

 
-1 #4 Roznica 2022-11-15 01:23
A moze tak niech holendrzy i reszta dowie sie o polskiej rodzinie Ulmow.
Cytuj
 
 
+7 #3 Xxl 2021-04-06 12:59
Proponuje przekazac troche wiadomosci o rotmistrzu Pileckim... troche wiecej ryzykowal...
Cytuj
 
 
+10 #2 Cezary 2020-09-19 17:00
"Do dziś nie wiadomo, kto był autorem tragicznego w konsekwencjach donosu"

Wiadomo !!!

Byli nimi "Uczciwi Holendrzy" którym bardzo zależało na przestrzeganiu prawa i obronie "Tradycyjnych Europejskich Wartości"
Cytuj
 
 
-7 #1 Romec 2017-04-05 14:29
TO BAJKA DLA DZIECI.... TAK JAK DINOZAURY I GLOBUS
Cytuj
 

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze w kategorii: Sport

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki