Rok w holenderskiej polityce: uchodźcy, afery, gaz, podatki… Działo się!

Temat Dnia

fot. Shutterstock

To był niespokojny rok na świecie i podobnie było w Holandii. Rząd liczył, że w 2015 r. zacznie wreszcie odzyskiwać poparcie dzięki poprawiającej się sytuacji gospodarczej, jednak kolejne kryzysy skupiały uwagę opinii społecznej na innych kwestiach.  

Dla rządzącej Holandią od końca 2012 r. koalicji liberałów z VVD i socjaldemokratów z Partii Pracy (PvdA) miniony rok miał być wreszcie łatwiejszy. W poprzednich latach gospodarka ze względu na światowy kryzys miała się kiepsko, a rząd musiał ciąć wydatki i przeprowadzać tzw. trudne reformy. Przekładało się to na utratę poparcia społecznego oraz napięcia w „trudnej” koalicji.

W 2015 r. gospodarka przyspieszyła (więcej: TUTAJ), a najtrudniejsze reformy i cięcia zostały już wprowadzone. Premier Rutte (VVD) i wicepremier Asscher (PvdA) mogli wreszcie zająć się rozdawaniem prezentów (niższe podatki, podwyżki dla budżetówki, itp.), co miało pomóc odzyskać elektorat i być początkiem szykowania się do wyborów w 2017 r. Taki był plan, ale po raz kolejny okazało się, że w polityce plany a rzeczywistość to dwa różne świata.


Uchodźcy. Co robić?

Podobnie jak w wielu innych państwach Europy Zachodniej media, politycy i obywatele debatowali w tym roku (szczególnie w jego drugiej połowie) nie tyle o gospodarce, co o uchodźcach. Przybyła ich w tym roku do Holandii rekordowa liczba (pisaliśmy o tym m.in. TUTAJ).  Tysiące osób przyjeżdżających do Europy z ogarniętych wojną lub terrorem państw takich jak Syria, Afganistan, Irak czy Erytrea podzieliło Holandię (podobnie jak Niemcy). Pomagać czy wyganiać? A jeśli pomagać – to jak, gdzie, jakim kosztem i czy bez ograniczeń?

Podzielony jest sam rząd, przynajmniej jeśli chodzi o retorykę: socjaldemokraci częściej wspominają o obowiązku pomocy potrzebującym, prawicowe VVD chętniej mówi o szczelnych granicach i „pomocy w regionie”. Przez opozycję rząd Marka Rutte atakowany jest z dwóch stron: lewicowe partie zarzucają mu opieszałość jeśli chodzi o pomoc uchodźcom, a antyislamski populista Wilders atakuje go za sam fakt pomagania komukolwiek. Antyimigracyjne PVV, które kiedyś straszyło mieszkającymi już od dawna w Holandii Marokańczykami i Turkami, a także „nowymi imigrantami” z Polski czy Rumunii, teraz na fali niechęci do uchodźców poszybowało w sondażach i jest wirtualnie największą partią w kraju (badanie Peil.nl z połowy grudnia dało PVV 26 % poparcia).

Ideologiczne debaty o tym, czy przyjmować uchodźców to jedno, konkretne trudności z zakwaterowaniem osób, które już do Holandii dotarły to drugie. Rząd i samorządy miały w tym roku wiele problemów ze znalezieniem odpowiednich budynków, mogących dać choćby czasowy dach nad głową przybyszom z Syrii czy Erytrei. Przeciwko ośrodkom dla uchodźców nieraz buntowała się okoliczna ludność. Było tak na przykład w malutkiej wiosce Oranje, gdzie do 130 holenderskich mieszkańców dołączyć miało prawie… 1.400 uchodźców! (Więcej TUTAJ).


Afery w partii rządzącej

Temat uchodźców zdominował końcówkę roku i również w 2016 r. zajmować będzie opinię publiczną w równym, a być może nawet większym stopniu. Premier Rutte w 2015 r. zmierzyć się jednak musiał i z wieloma innymi mniejszymi lub większymi kryzysami, aferami i problemami; często już specyficznie holenderskimi.

Jedną z takich spraw była tzw. „Umowa Teevena” („Teeven-deel”), czyli umowa, jaką Fred Teeven, wpływowy wiceminister sprawiedliwości w rządzie Ruttego zawarł z kryminalistą Ceesem H. w czasach, gdy był jeszcze prokuratorem. Według mediów i opozycji wiceminister okłamał opinię publiczną mówiąc o szczegółach tej umowy. Ciągnąca się tygodniami afera zakończyła się złożeniem dymisji nie tylko przez samego Teevena, ale i ministra sprawiedliwości, również ważnego polityka VVD, Ivo Opsteltena. Także reputacja premiera Rutte, także podejrzewanego o przemilczenia w tej sprawie, została poważnie nadszarpnięta. Jakby tego było mało przy okazji po raz kolejny skompromitowała się pani marszałek sejmu Anouchka van Miltenburg (wyrzuciła do niszczarki ważny list), co również skończyło się jej dymisją.

Ugrupowanie VVD premiera Rutte, czyli największa obecnie partia w holenderskim sejmie (Tweede Kamer), miała w minionym roku więcej problemów. Już w lutym z mandatu posła zrezygnował Mark Verheijen, który jeszcze jako radny zbyt pochopnie miał szastać publicznym groszem na nie do końca służbowe wydatki. Jego miejsce w parlamencie zajął Johan Houwers, który, jak się okazało, dopuścić się miał oszustwa podatkowego, więc wyrzucono go z VVD. W kolejnych miesiącach z mandatów zrezygnować musieli następni politycy tej partii (poseł Leegte i senator Hermans), tym razem ze względu na konflikt interesów. Dla rządzącej VVD afery te oznaczały wielkie szkody wizerunkowe.


Pociągi, gaz i służba zdrowia

Nie tylko kierownictwo ministerstwa sprawiedliwości musiało się pożegnać ze swymi stanowiskami. Do zmiany doszło również w ministerstwie infrastruktury. Pierwsza wiceminister Wilma Mansveld pożegnała się ze swoją funkcją ze względu na problemy z koleją.

Gwoździem do jej politycznej trumny był raport na temat zakupu szybkich pociągów Fyra, które okazały się tak kiepskie, że musiano je od razu wycofać z użytku (pisaliśmy o tym wielokrotnie, m.in. TUTAJ i TUTAJ). Pociągi zakupiono co prawda w czasach, gdy to nie Mansveld odpowiadała za kolej, ale wiceminister kilkakrotnie miała się „minąć z prawdą” odpowiadając na pytania posłów na temat Fyra, więc jej pozycja była nie do utrzymania.

Nie do utrzymania było też tempo, w jakim Holandia wydobywała gaz ziemny na północy kraju. W minionych latach w Groningen i okolicach do trzęsień ziemi dochodziło tak często (np. TUTAJ), że władze nie były już w stanie lekceważyć protestów miejscowej ludności. Minister gospodarki zdecydował o zmniejszeniu wydobycia gazu w 2015 r. z ok. 40 mld do 30 mld metrów sześciennych. Nic za darmo – holenderski budżet straci przez to 1,5 mld euro rocznie. Na 2016 r. planowane jest kolejne ograniczenie wydobycia, do 27 mld metrów sześciennych.

Innym członkiem rządu, który ma za sobą trudny rok, jest wiceminister zdrowia Marin van Rijn. Cięcia państwowych wydatków w minionych kilku latach służbę zdrowia dotknęły szczególnie mocno, więc na odpowiadającego za nie Van Rijna posypał się grad krytyki. Tym bardziej, że jest on członkiem Partii Pracy, czyli ugrupowania, które w kampaniach wyborczych deklaruje wsparcie dla chorych i najsłabszych. Van Rijn jednak wytrwał i (na razie?) zachował stanowisko.    


Wybory prowincjalne, obniżki podatków i… przeprowadzka

O jedynych ogólnokrajowych wyborach, jakie w 2015 r. odbyły się w Holandii, mało kto już dziś pamięta. I trudno się dziwić, gdyż były to na pozór „najmniej ważne” wybory do sejmików prowincji. Najwięcej mandatów w sejmikach 12 holenderskich prowincji uzyskały rządząca VVD oraz chrześcijańscy demokraci z CDA (TUTAJ).

Władza na poziomie prowincji jest mała, ale wybory te były ważne z innego powodu. To właśnie deputowani sejmików prowincji (Provinciale Staten) wybierają w Holandii senatorów. Te pośrednie wybory do senatu odbyły się w maju i miały poważne konsekwencje: koalicja rządowa VVD-PvdA nie ma w pierwszej izbie większości (TUTAJ).  Oznacza to, że rząd Marka Rutte musi szukać wsparcia dla każdego ze swych pomysłów wśród przedstawicieli opozycji. Inaczej ustawa może zostać zablokowana w senacie.

To, że pole manewru rządu ograniczyło się, dobrze było widać w debacie na temat zmian w systemie podatkowym. Rada ministrów przygotowała projekt obniżenia podatków dochodowych, dzięki któremu w kieszeni obywateli pozostać ma 5 mld euro rocznie więcej niż obecnie. Rząd kalkulował: skoro obniżamy podatki, opozycja na pewno nas poprze.

Okazało się, przynajmniej w początkowej fazie, inaczej. Część partii opozycyjnych popierających obniżkę podatków domagała się modyfikacji tych planów. Chrześcijańskie partie CU i SGP chciały na przykład, by na zmianach bardziej skorzystały rodziny, w których tylko jedna osoba pracuje, a liberalne D66 krytykowało rządowy projekt, ponieważ według nich nie przyczyniał się do zmniejszenia bezrobocia. W pewnym momencie wydawało się, że „prezent”, jaki podatnikom przygotował rząd, wyląduje w koszu. Dopiero po wielodniowych negocjacjach udało się uratować ten projekt i D66 ostatecznie zagłosowało za tymi zmianami.

Rok 2015 był więc dla holenderskiego rządu o wiele trudniejszy niż koalicjanci się spodziewali. Wszystko wskazuje na to, że także 2016 rok będzie w niderlandzkiej polityce równie ciekawy: sytuacja międzynarodowa nadal jest niestabilna, problem z uchodźcami pewnie szybko nie zniknie, a ze względu na zbliżające się wybory parlamentarne w 2017 r. temperatura sporów politycznych z miesiąca na miesiąc będzie coraz wyższa.

Miniony rok dla holenderskiej polityki był też ważny z innego powodu. Pod koniec roku zdecydowano, że ze względu na wielki remont zaplanowany na lata 2020-2025 obecna siedziba parlamentu w historycznym kompleksie budynków Binnenhof w sercu Hagi na pięć lat zostanie zamknięta (TUTAJ). Holenderskie władze będą musiały w najbliższych latach przygotować skomplikowaną operację przeniesienia siedzib najważniejszych instytucji państwowych (parlamentu, kancelarii premiera itp.) w inne miejsce w Hadze.


04.01.2016 Łukasz Koterba Niedziela.NL

Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki