Amsterdam, "Z wizytą u Van Gogha" (Van Gogh Museum, część 1)

Muzea w Holandii

fot. jeafish Ping / Shutterstock.com

W Amsterdamie nigdy na dłużej nie zabawił, ale to właśnie w stolicy Holandii znajduje się najwspanialsza kolekcja jego dzieł. Vincent van Gogh to człowiek-legenda, symbol i inspiracja dla milionów ludzi z całego globu. Historię jego tragicznego życia najlepiej poznać w Van Gogh Museum – jednej z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Holandii.

Ponad 1,4 miliona – tylu gości odwiedziło w 2013 roku amsterdamską siedzibę słynnego Vincenta. Tylko Muzeum Królewskie Rijksmuseum, otwarte po prawie dziesięcioletnim remoncie, zdołało w 2012 roku przyciągnąć liczniejszą muzealną publiczność (2,2 miliona). W okresie, gdy Rijksmuseum było w remoncie, to właśnie stojące tuż obok niego Van Gogh Museum było najpopularniejszą muzealną atrakcją turystyczną kraju, z około 1,5 mln odwiedzających rocznie.

Trudno sobie wyobrazić wizytę w Amsterdamie bez odwiedzenia Van Gogh Musuem.

Plac sztuki

To artystyczne serce Holandii, a dla wielu wielbicieli malarstwa jedno z najważniejszych miejsc na świecie. Przy placu Musuemplein w Amsterdamie znajdują się trzy muzea. Pod wieloma względami bardzo różne, ale kilka rzeczy ich łączy: wysoka jakość kolekcji, tłumy turystów i nowoczesny sposób prezentacji zgromadzonych skarbów.

W olbrzymim Rijksmuseum znajdują się arcydzieła Rembrandta i Vermeera oraz tysiące innych obiektów – od średniowiecznych dokumentów, przez płótna Rubensa i Jana Steena po japońskie rzeźby i pierwszy holenderski samolot. Muzeum miejskie Stedelijk Museum to uczta dla wielbicieli sztuki współczesnej i designu, zarówno produkcji holenderskiej (Mondriaan, Rietveld), jak i zagranicznej (Malewicz, Picasso).

Budynek Van Gogh Museum w Amsterdamie (foto Ł.K.)

W przeciwieństwie do tych dwóch świątyń sztuki, Rijksmuseum i Stedelijk Museum, trzeci wielki budynek przy placu na południu Amsterdamu, poświęcony jest wyłącznie jednej osobie: Vincentowi van Goghowi.

Pałac biedaka

To okrutna ironia losu.

On, który przez całe krótkie, 37-letnie życie zmagał się z biedą, depresją, rozczarowaniami, głodem, szaleństwem, chorobami, upokorzeniem i zapomnieniem, dziś pochwalić się może supernowoczesnym, wartym miliony muzeum, w którym dziesiątki zatrudnionych ekspertów prześwietliło na wylot każdy centymetr kwadratowy jego obrazów i każdą godzinę jego życia.

On, który – jak chce popularna, choć nieprawdziwa legenda – za życia nie sprzedał ani jednego płótna, dziś w murach jednego tylko amsterdamskiego muzeum mieści kolekcję wartą nie miliony, nie dziesiątki milionów i nie setki milionów dolarów, ale miliardy dolarów.

On, którego jeszcze sto kilkanaście lat temu nie znali nawet najbardziej wytrawni znawcy sztuki, a współcześni mu krytycy nie poświęcali jego obrazom ani jednego słowa, ba, nawet ani jednego spojrzenia, dziś przyciąga do jednego tylko muzeum jakieś półtora miliona gości rocznie. Z Japonii i z Paragwaju, z Polski i z Australii, z RPA i z Kanady. Gotowych stać w długich kolejkach (stały widok dla każdego, kto przejeżdża rowerem po ulicy Paulus Potterstraat), gotowych wydać 15 euro na bilet wstępu, gotowych przeciskać się z aparatem dłoni przed najsłynniejszymi płótnami amsterdamskiej kolekcji („Słoneczniki”, „Sypialnia w Arles” czy portrety).

Monet, Japonia i listy

Nigdzie na świecie nie zobaczy się tylu obrazów van Gogha, co w tym muzeum. W ciągu zaledwie dekady, jaka minęła od namalowania przez niego pierwszego obrazu do tragicznej śmierci, Vincent stworzył około 900 płócien. Dwieście z nich znajduje się w muzeum w Amsterdamie.

Nowe skrzydło Van Gogh Museum (foto Ł.K.)

Co jeszcze ważniejsze: jest to kolekcja reprezentacyjna, zobaczymy tu zarówno jego wczesne, realistyczne płótna z początku lat 80. XIX wieku, jak i kolorowe, pełne emocji, typowe „van goghi” z późniejszego okresu. Mamy tu więc i utrzymane w ciemnej tonacji obrazy chłopów pracujących na roli, jeszcze mało „van goghowskie” płótna jak np. „Jedzący kartofle”, jak i słynny „Żółty Dom” i wiele autoportretów.

Muzeum posiada również obrazy innych wielkich malarzy drugiej połowy XIX wieku i początku wieku XX: Gauguina, Maneta, Moneta czy Toulouse-Lautreca. Oprócz tego placówka pochwalić się może największą kolekcją rysunków van Gogha (500 ze wszystkich 1,100) i 800 jego listami (z 900 zachowanych). Listy van Gogha, najczęściej adresowane do brata Theo, to zresztą osobne dzieło sztuki. Vincent miał talent literacki, a lektura jego korespondencji jest świetnym sposobem na poznanie psychiki i charakteru malarza. Wybór części listów (całość to kilka tysięcy stron) przetłumaczono na wiele języków, w tym polski.

Van Gogh uwielbiał też japońskie drzeworyty, wówczas bardzo tanie, i zgromadził ich około 570 – są one częścią amsterdamskiej kolekcji. Podobnie jak prawie półtora tysiąca ilustracji wyciętych przez niego z różnorakich czasopism.

Dlaczego jednak Vincent van Gogh stał się tak ważną postacią w dziejach sztuki?

Rozczarowująca praca… pastora

„Nie zmienię tego, że moje obrazy się nie sprzedają. Ale nadejdzie czas, gdy ludzie zobaczą, że są one więcej warte niż farba, którą zużyłem do ich namalowania”, pisał w jednym z listów. Dziś można powiedzieć: święte, prorocze słowa. To banał, ale w przypadku van Gogha słowa „za życia niedoceniany i żyjący w biedzie, po śmierci wart miliony” pasują idealnie.

Urodził się 30 marca 1853 roku w brabanckiej gminie Zundert, tuż przy granicy z Belgią. Jego ojciec był pastorem, a Vincent miał piątkę rodzeństwa. Cztery lata młodszy brat Theo odegrał kluczową rolę w życiu malarza. Bez Theo, który przez lata wspierał duchowo i finansowo brata, nie byłoby „Słoneczników” i innych arcydzieł, a nazwisko van Gogh niewiele by nam mówiło.

Już jako dziecko Vincent uchodził za nieco depresyjnego, targanego sprzecznymi emocjami, zamkniętego w sobie chłopaka. Ze sztuką zetknął się bardzo szybko. Kiedy miał 16 lat, zaczął pracę w znajdującym się w Hadze francuskim sklepie z działami sztuki Goupil & Cie. W pracy się sprawdził i w wieku lat dwudziestu trafił do londyńskiego oddziału sklepu, a następnie – do Paryża.

Nie zagrzał tam długo miejsca, bo szybko się zwolnił i oświadczył, że zamierza zająć się czymś sensowniejszym. W listach do rodziców pisał, że chce służyć ludziom i planuje pójść w ślady ojca i zostać pastorem. Podobnie jak w przypadku wielu innych planów van Gogha i tego nie udało mu się zrealizować.

Opuścił Paryż, ale teoretyczne przygotowania do zawodu pastora go przerosły. Kiedy zaś wysłano go do belgijskiego regionu górniczego Borinage, by tam jako pastor sprawdzić go w praktyce, van Gogh bardziej niż głoszeniem słowa bożego interesował się biedą, w jakiej żyli robotnicy. Nazywano go nawet „Chrystusem z kopalni”, ale Kościół mu podziękował.

Sztuka – ostatnia deska ratunku

Von Gogh miał 27 lat i wylądował na lodzie. Próbował pracy w galerii, planował zostać pastorem, chciał pomagać biednym – nic z tego nie wyszło. Znalazł się w kryzysie. Depresja się pogłębiła. Co zrobić z tym życiem, czym się zająć, jak nadać życiu sens?

Sztuka - brzmiał odpowiedź, której udzielił Theo. Młodszy brat Vincenta musiał się nieźle namęczyć, by go przekonać do tego pomysłu. Vincent od dzieciństwa lubił rysować, a pracując w galerii był ze sztuką na bieżąco. Ale być samemu profesjonalnym malarzem: to już coś zupełnie innego. Nadaję się do tego? Czy mam talent? Kto kupi moje dzieła? A jeśli nikt nie kupi – jak znaleźć środki na życie?

Nie martw się, przekonywał Theo. Młodszy brat lepiej odnalazł się w życiu. Również pracował w galerii sztuki, ale zajmował wyższe stanowisko i stosunkowo dobrze zarabiał. Ty ucz się malarstwa, twórz i przesyłaj mi swoje dzieła, a ja będę je sprzedawać i wysyłać tobie pieniądze na życie – zaproponował Theo. I Vincent się zgodził. Życie znów miało sens.

Trudne początki

Rozpoczęła się kluczowa dekada w życiu van Gogha. Do 1880 roku był szukającym sensu, zagubionym chłopcem z Zundert, a od 1880 był artystą. Miotanym skrajnymi uczuciami, często nieszczęśliwym, cierpiącym głód i upokorzenie, ale jednak: artystą.

Vincent wyjechał do Brukseli, by tam nauczyć się rzemiosła. Szczególnie zasady perspektywy go przerażały. Stolica Belgii to jednak drogie miasto, więc szybko wrócił do rodziców, mieszkających wówczas w Etten. Przynajmniej na czynszu i wyżywieniu się zaoszczędzi, myślał, ale takie rozwiązanie miało również wadę: stosunki z ojcem nie układały się najlepiej. Masz już prawie trzydziestkę na karku, zajmij się czymś poważniejszymi, a nie malowaniem obrazków! – naciskał na syna.

Po kłótni z ojcem Vincent uciekł do Hagi, gdzie przeżył romans z uzależnioną od alkoholu prostytutką i coraz więcej czasu poświęcał na naukę rysunku. Jednym z jego nauczycieli był mąż jego kuzynki, Anton Mauve, wówczas znany i ceniony malarz. Latem 1882 roku Vincent zaczął w końcu eksperymentować z farbami olejnymi. Z rysownika stał się malarzem.

Pierwszymi bohaterami jego płócien byli chłopi i wiejscy biedacy. Pojechał ich szukać na północy Holandii, w prowincji Drenthe. Cieszył się tu pięknymi krajobrazami i martwił się pogarszającą sytuacją finansową. Także wieśniacy okazali się mniej przyjacielscy niż to sobie idealistycznie wyobrażał. Chłopi nie akceptowali dziwaka z farbkami, który chciał ich malować, gdy oni ciężko pracowali na roli. Van Gogh, po raz kolejny rozczarowany i upokorzony, uciekł do rodziców, którzy mieszkali wtedy w Neunen, miasteczku niedaleko Eindhoven.

Przez kartofle do Antwerpii.

To w Neunen powstało pierwsze wielkie płótno van Gogha i w oczach części ekspertów: pierwsze jego arcydzieło. „Jedzący kartofle”, ten tytuł mówi wszystko. Chłopi być może nie traktowali van Gogha poważnie, ale on traktował ich poważnie. I z szacunkiem: na płótnie sportretował ich biedę, zmęczenie i smutek. Wyraźnie widać tu wpływ popularnej wówczas szkoły haskiej (ciemne, realistyczne, wręcz naturalistyczne sceny z życia biedoty), w tym wspomnianego Antona Mauve czy Josefa Israelsa.

Obraz o rozmiarach 81,5 i 114,5 cm znajduje się dziś w Van Gogh Museum, a jego mniejszą wersję również zobaczymy w Holandii, w muzeum Kröller-Müller Museum. To leżące w parku narodowym De Hoge Veluwe w Otterlo (niedaleko Arhnem) muzeum pochwalić się może drugą największą na świecie kolekcją obrazów wielkiego Vincenta: mają aż 87 jego płócien.

Także w Neunen wieśniacy patrzyli na van Goga podejrzliwie, więc po ukończeniu „Jedzących kartofle” Vincent znów udał się w drogę: tym razem do Antwerpii. 32-letni artysta zapisał się do tutejszej Akademii Sztuk Pięknych, ale studentem był tylko przez trzy miesiące. W tym okresie zainteresował się po raz pierwszy sztuką japońską i zaczął kolekcjonować japońskie ilustracje i drzeworyty ukiyo-e. Czasami je własnoręcznie kopiował. Zaczęły się też poważne problemy ze zdrowiem: stracił kilka zębów, zdiagnozowano u niego syfilis.

Opuszczając Neunen planował za kilka miesięcy wrócić do ojczyzny. Los miał inne plany. Noga Vincenta już nigdy na holenderskiej ziemi nie stanęła.


12.01.2014 Łukasz Koterba, aktualizacja 24.06.2022

Ciąg dalszy tego tekstu, „Z wizytą u Van Gogha (2)”


VAN GOGH MUSEUM

ADRES:

Paulus Potterstraat 7, Amsterdam, Holandia (Nederland)

GODZINY OTWARCIA:

Wejście do muzeum tylko z rezerwacją, której można dokonać przez internet, bądź z biletem zakupionbym już na konkretną datę i godzinę.

Muzeum otwarte jest od poniedziałku do  czwartku od 9.00 do 17.00, od piątku do niedzieli od 09:00 do 18:00 (w zależności od pory roku). W lipcu i sierpniu otwarte jest codziennie w godzinach 09:00 - 18:00.
Szczegóły TUTAJ.

CENY BILETÓW:

Dorośli (18 lat i więcej) – 19 euro, od pażdziernika 2022 - 20 euro

Posiadacze karty CJP – 9 euro, od 1 lipca 2022 - 10 euro

Dzieci i młodzież w wieku 0-17 lat – GRATIS

Posiadacze kart Museumkaart, ICOM-leden, Rembrandtkaart, I amsterdam City Card, Hollandpass – również GRATIS

Strona internetowa muzeum: TUTAJ

Muzeum na Facebooku: TUTAJ

Youtube: TUTAJ

Twitter: TUTAJ


Więcej o Van Gogh Museum na Niedziela.NL:

Zabili Vincenta van Gogha? TUTAJ


Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki