POLKA TYGODNIA: Agata Siwek, polska artystka w Liessel - Strona 3

Polak/Polka tygodnia

Spis treści
POLKA TYGODNIA: Agata Siwek, polska artystka w Liessel
strona 2
strona 3
strona 4
strona 5


Przełomowe pamiątki z Auschwitz

Najgłośniejszą z owych zaangażowanych prac była instalacja zatytułowana Original Souvenirs Auschwitz-Birkenau. Siwek własnoręcznie zbudowała mały sklepik z pamiątkami i zapełniła półki własnoręcznie wykonanymi pamiątkami z obozu Auschwitz. Talerze z napisem Arbeit macht frei, reklamówki z charakterystycznym pasiastym wzorem, breloczki z napisem Halt! Stój! i trupią czaszką, widokówki z obozu zagłady, czapki z daszkiem z Auschwitz, plakaty na ścianę, przytulanki w biało-niebieskie pasy…

Sklep z pamiątkami z Oświęcimia pokazany został na targach sztuki Kunst RAI w Amsterdamie (2002). Praca musiała być pilnowana przez ochroniarzy, bo wiele grup, w tym kilka organizacji żydowskich, poczuło się obrażonych.

– Odbiór pracy świadczy bardziej o odbiorcy, a nie o pracy – mówi Siwek. „Pamiątki” oświęcimskie można było nie tylko oglądać, ale i kupić. – To właśnie jest częścią tej pracy: decyzja, czy chcesz to kupić czy nie, czy chcesz mieć w domu taką pamiątkę, czy nie.

Siwek od dawna była zafascynowana turystyką, pamiątkami i tym, że zawsze chcemy coś kupować. Pamiątki z obozu zagłady nie są zresztą niczym nadzwyczajnym. W niektórych muzeach przy dawnych obozach koncentracyjnych kupić można dosyć kiczowate widokówki, na przykład ze złamanym kwiatem róży na tle drutu kolczastego i zachodzącego słońca… Artystka w instalacji z pamiątkami z Auschwitz doprowadziła to do absurdu i skonfrontowała nas z konsumpcyjnym przeżywaniem doświadczeń turystycznych: nawet tak bolesnych i tragicznych jak wizyty w obozach zagłady.

- Tam na targach była jasna sytuacja, było wiadomo, że jest to „dzieło sztuki”. Ludzie się awanturowali, że pamiątki można było kupić i pytali się, co ja zrobię z tymi pieniędzmi. Gdybym je przekazała na dobry cel – to można. A jeśli pójdą do mojej kieszeni – to nie wolno. A Steven Spielberg, ile on zarobił na swym filmie o Holocauście? Ale ja nie mogłam – mówi.

Później Original Souvenirs Auschwitz-Birkenau pokazane zostało w Den Bosch. Tyle, że nie w muzeum, ale na ulicy ze sklepami.

Ludzie wszystko kupią

DEURNE


Deurne to niewielka gmina (ok. 31 tysięcy mieszkańców) na południu Holandii, tuż obok Helmond, niedaleko Eindhoven. W centrum miasteczka stoi m.in. duży kościół katolicki Sint-Willibrorduskerk, zbudowany na początku XX wieku.

Pracownia Agaty Siwek znajduje się w Deurne, ale artystka mieszka w malutkiej wiosce Liessel (ok. 3000 mieszkańców), położonej kilka kilometrów na wschód od Deurne.

Na zdjęciu: kościół Sint-Willibrorduskerk w Deurne.

- To była wystawa zbiorowa czterech artystów. Kto dobrze popatrzył, ten od razu widział, że to nie był prawdziwy sklep. Miałam tam właściwie dwa sklepy: jeden z dewocjonaliami i pamiątkami oświęcimskimi, a drugi z ubraniami.

Ponieważ galeria/sklep znajdowała się na ulicy handlowej, część ludzi myślała, że jest to sklep jak każdy inny. I wchodzili, oglądali, kupowali.

- Dziewczyny kupowały ubrania. A to były stroje jakiegoś zespołu tanecznego, znalazłam je w piwnicy sali gimnastycznej, gdzie wówczas miałam pracownię. Spódnicę sprzedałam za 35 euro! – śmieje się.

– Zrobiliśmy przymierzalnię, ludzie kupowali ciuchy. Ludzie są zaślepieni, widzą, że jest ulica sklepowa, więc wchodzą do jednego, do drugiego, do trzeciego sklepu i jak jest coś do kupienia, to kupują. Trwało to dwa miesiące, obroty były duże. Ale wszystko było tanie. Człowiek narobi się przy tym strasznie, bo wszystko trzeba samemu wykonać: produkt, opakowanie, itp., a później trzeba to sprzedać za 3 czy 10 euro. Odlewałam też modele z ceramiki, strasznie dużo roboty, a teraz to leży w pudłach.

Mimo krytyki co poniektórych (jak to, pamiątki z Auchwitz? jak to, sklep z breloczkami Arbeit macht frei na ulicy handlowej w Den Bosch? jak to, te ubrania to jakaś ściema, ona robi nas w konia?), instalacja oświęcimska i sklep w Den Bosch uczyniły z Agaty Siwek artystkę, którą zauważono. I o której zaczęto mówić.

Przełożyło się to na konkrety. Jeden sklep „oświęcimski” został sprzedany fundacji Kunst en Cultuur Noord Holland za 5,000 euro (drugi w częściach znajduje się jeszcze w pracowni w Deurne). Również za granicą praca Siwek wywołała dyskusję.

- W Niemczech przyjęto mój sklep bardzo dobrze, zapraszano mnie na konferencje o pamiątkach. Bo ludzie chcą pamiątek. Przyjeżdżają do tych obozów i domagają się pamiątek – mówi.



Dodaj komentarz

Kod antysapmowy
Odśwież

Najnowsze Ogłoszenia Wyróżnione


reklama a
Linki